Łukasz Borsuk - Sypathy for the ...
|
Łukasz Borsuk - Sypathy for the devil, Teksty
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Łukasz Borsuk Sympathy for the devil Nie byłem świadkiem tej rozmowy, znam ją tylko z relacji. A mniej więcej prze- biegała tak. Teściowa zadzwoniła do mojej żony i zamiast zwyczajowego „Cześć, co słychać?” powiedziała: — Ojciec odszedł — Po takim wstępie zapadła cisza. Łucja namyślała się co od- powiedzieć, jednocześnie zastanawiając się na co ojciec umarł i dlaczego matka mówi to tak spokojnie. — Ojciec powiedział, że wcale nie musimy być razem, a potem poszedł do gospo- darczego i nie wychodzi — dodała teściowa uznając, że milczenie Łucji trwa zbyt długo. Łucja odetchnęła i sięgnęła po papierosa. Jej rodzice mieszkali w niewielkim domu, a „gospodarczym” nazywano budynek stojący w rogu działki. Przechowywano w nim wszystkie rzeczy niepotrzebne w domu, a które żal było wyrzucić. Znajdowała się tam niewielka łazienka a także szafki, tapczan, stół, stara lodówka i rowery. Zwy- kle gospodarczy był wykorzystywany jako zaplecze grillowe, ale przy odrobinie sa- mozaparcia można by tam mieszkać. — Pokłóciliście się? — spytała Łucja przewidując odpowiedź. — Ale gdzie tam, zapytałam się tylko komu wysłał pieniądze i dlaczego. — Jakie pieniądze ? —Szukałam czegoś w rachunkach i przypadkiem znalazłam odcinek przekazu. Wysłał trzysta złotych jakiejś kobiecie... — ... więc spytałaś kto to jest i dlaczego jej wysłał pieniądze? — Oczywiście, a on mi nie chciał nic powiedzieć i dodał żebym się nie wtrącała w jego sprawy. Przez następne pół godziny Łucja wysłuchała dokładnej (choć jak się później okazało jednostronnej) relacji o wydarzeniach ostatnich dni. „Odejście” ojca można było właściwie przewidzieć mając w pamięci poprzednie konflikty, w których zawsze odpowiedzią na zbytnią wścibskość teściowej było kilkudniowe, lub nawet kilkumie- sięczne milczenie teścia, który, jako śmiertelnie obrażony odzywał się tylko „oficjal- nie”. Teściowa mogła liczyć na odpowiedź zadając proste pytania np. „Włodek zjesz zupy?” Natomiast pytania w rodzaju „Długo zamierzasz się nie odzywać?” pozosta- wały oczywiście bez odpowiedzi aż do czasu, gdy teść uznał, że urażona duma zo- stała zaspokojona. Tym razem uznał widocznie, że zwykła kara nie wystarczy i od- szedł. Przez następne dni z obu stron trwała swoista eskalacja zbrojeń. Wprawdzie po dwóch dniach teść uznał, że pomieszkiwaniem w gospodarczym robi wprawdzie na złość teściowej, ale sam sobie także. Wprowadził się z powrotem do domu, ale za- mieszkał w osobnym pokoju i zaczął sam robić sobie jedzenie a nawet, o zgrozo, zmywać po sobie. Sprzedał samochód, na co teściowa pobiegła do banku i przepisa- ła książeczkę oszczędnościową wykreślając teścia z rubryki „upoważniony”. Minął ty- dzień. Rodzeństwo mojej żony uznało, że to nie może tak dalej trwać i podjęło próbę mediacji wychodząc ze słusznego założenia, że jeśli chcą dalej być razem powinni się pogodzić, a jeśli oboje uznają, że już nie potrafią być ze sobą niech się rozstaną w cywilizowany sposób zamiast żyć osobno pod jednym dachem i robić sobie na złość. Rozmowy z obojgiem osobno przyniosły tylko ten rezultat, że obie strony przy- znały, że ostatecznie są gotowe dać się przeprosić drugiej stronie, jeśli to ona pierw- sza wyciągnie rękę do zgody. Znając niełatwe charaktery obojga, żona zreferowała mi sytuację jako beznadziejnie patową. Pozostawianie konfliktu w takim stanie mogło zaowocować niewiadomymi konsekwencjami. Jeśli dalej będą robić sobie na złość, w końcu jedno z nich może zrobić coś nieodwracalnego w imię urażonej dumy. Posta- nowiłem wkroczyć. Nie minęło jeszcze dziesięć lat od czasu gdy uzyskałem dyplom pracownika socjalnego. Wprawdzie nie licząc praktyk nigdy nie pracowałem w zawo- dzie, ale miałem na koncie jedną pogodzoną na ćwiczeniach parę. Fakt, że byli to moi koledzy z klasy i bez specjalnego zaangażowania odgrywali skłóconych nie po- winien chyba powstrzymywać mnie przed wypróbowaniem moich umiejętności w praktyce, prawda? Tak więc nic nie mówiąc żonie wybrałem się pociągiem do Wólki by spróbować pogodzić skłóconych małżonków. Na miejscu okazało się, że mimo „powrotu” ojciec i tak spędza większość czasu w gospodarczym. Najpierw przepro- wadziłem krótką rozmowę z teściową. Jak mogłem się spodziewać była przekonana o swojej słuszności i niewinności. Oczywiście wcale nie grzebała mężowi w papie- rach, a jedynie szukając jakiegoś rachunku przypadkiem znalazła odcinek przekazu i niewinnie spytała komu wysłał pieniądze. Po kilku minutach negocjacji uzyskałem jej zgodę na to, że porozmawia z teściem przy mnie w roli świadka i mediatora. Szybko dopiłem herbatę, chwyciłem torbę z półlitrówką i udałem się do gospodarczego. Picie wódki z klientem nie jest wprawdzie standardowym sposobem postępowania pra- cownika socjalnego, ale w sprawach własnej rodziny można czasem nagiąć zasady, nie? Zwłaszcza, że teściu nawet po wódce nie stawał się specjalnie gadatliwy. Zapu- kałem. Zero odzewu. Zapukałem głośniej i wobec braku odpowiedzi wszedłem. Teść siedział na wersalce i widząc, że to ja zaprzestał prób schowania pod wersalką cze- goś co robił ze sznura. — Wejdź. Myślałem, że to ona. — Cześć tato. To chyba nie jest najlepszy sposób rozwiązywania problemów. — dodałem widząc, że to co próbował schować pod wersalką to dwumetrowy kawałek sznura grubości kciuka, zakończony z jednej strony fachowo zawiązaną pętlą katowską. Obok na stole leżało mydło. — Zaplotłem to tak tylko, żeby zobaczyć czy jeszcze pamiętam — powiedział prezentując jak gładko sznur przesuwa się przez węzeł, a ja próbowałem przypomnieć sobie dobre rady z książki „Jak rozmawiać z tymi, którzy stracili nadzieję”. — Widzę, że dobrze pamiętasz. Możemy porozmawiać? –— spytałem wyciągając butelkę. — Możemy pogadać ale niedługo muszę się zbierać –— zacisnął pętlę. — Wyjeżdżasz ? — Można to i tak nazwać –— odparł w zamyśleniu stawiając kieliszki. — Nie można uciekać od problemu. Właśnie rozmawiałem z Gienią, jest gotowa porozmawiać z tobą w moim towarzystwie i jestem przekonany, że wyjaśnicie sobie wszystko i pogodzicie się. Przecież za dwa dni wasza czterdziesta rocznica... — Nic z tego nie będzie. A za dwa dni... No, zdrowia –— wypiliśmy — Naprawdę nie warto. Szkoda twojego czasu. — Ale dlaczego ?! — Właściwie mógłbym ci opowiedzieć wszystko od początku pod warunkiem, że niezależnie od tego czy mi uwierzysz czy nie, odczepicie się wszyscy ode mnie na dwa dni. — Za innych nie mogę ręczyć, ale sam mogę ci to obiecać — powiedziałem mając nadzieję na opowieść o burzliwej młodości teścia, lub erotycznych i egzotycznych przygodach na jednym z licznych kontraktów zagranicznych, których szczegóły ujaw- nione po latach (wszyscy byli prawie pewni, że pieniądze wysłał swojej byłej kochan- ce zamiast alimentów na ich wspólne dziecko) spowodowały kryzys w zgodnym, w sumie do tej pory małżeństwie. Teściu jednak po napełnieniu kieliszków zaczął ina- czej. — Wszystko przez Mickiewicza... — Adama, wieszcza ? — doprecyzowałem. —Tego samego. Najpierw jednak muszę ci powiedzieć, że jestem bytem piekiel- nym. Diabłem jak to się popularnie mówi. — Myślę, że oceniasz się zbyt surowo. Każdy popełnia błędy, grzeszy, ale... — Wiem co mówię i mówię bez przenośni. Jestem diabłem od kiedy pamiętam i żyłem sobie spokojnie w piekle przy sortowaniu grzeszników aż zachciało mi się awansu. Ale... no, nie wszystko wyszło tak jak powinno i Lucyfer skazał mnie na czterdziestoletnią banicję. — No... tak. A co z Mickiewiczem? — Przez niego kary w piekle stały się naprawdę dokuczliwe. Czytałeś „Panią Twardowską” ? — przytaknąłem — Lucyfer też czytał. Notabene jest oparta na au- tentycznej historii. No i wzbogacił piekielny kodeks karny o karę życia na Ziemi z ziemską kobietą przez określoną ilość lat. Mi się dostało czterdzieści. No, polej. I właśnie kończył mi się wyrok, może czterdzieści lat przy wieczności wyda ci się chwi- lą, ale to naprawdę trwało, kiedy dostałem wiadomość, że wszystkie kontraktowe wy- jazdy mają zostać niezaliczone do odbywania kary, bo kobieta zostawała w domu. A w sumie było tego prawie dziesięć lat. Pojechałem do Częstochowy, no nie patrz tak, najciemniej jest pod latarnią. Za klasztorem jest coś w rodzaju ambasady piekła na Ziemi. Złożyłem odwołanie i adwokat załatwił, że zaliczą mi kontrakty, bo w wyroku nie było szczegółowych warunków odbywana kary, a jedynie to, że mam się ożenić z ziemską kobietą i spędzić z nią czterdzieści lat jako mąż. Na dobrą sprawę mogłem spędzić cały ten czas poza domem... Ech... — A ciało? I jak zamierzasz wrócić do piekła? — nawet jeśli teść wymyślił to wszystko na poczekaniu, to brzmiało na tyle intrygująco, że zacząłem się wciągać w stronę techniczną. — To ciało jest właściwie z recyklingu. Jego właściciel miał zginąć w wieku dwu- dziestu dwóch lat pod kołami ciężarówki. Opętanie go chwilę wcześniej nie pozwoliło mu zrobić nieostrożnego kroku i od tego czasu ja żyję w nim. — A jego dusza? — Jest tu cały czas, tyle że jakby uśpiona. Uwolni się wraz ze śmiercią tego ciała. I tak doszliśmy do kwestii powrotu. — Spojrzał na sznur z pętlą — Dokąd idą po śmierci samobójcy ? — Do piekła — odpowiedziałem — Ale co z twoją żoną, dziećmi i skąd mam wie- dzieć, że to co mi powiedziałeś jest prawdą? — Żona... Jeśli jej życie ze mną było równie szczęśliwe co moje z nią to chyba ucieszy się z definitywnego rozstania. Dzieci nie przepadają za mną, sam wiesz, że nie byłem wylewny w okazywaniu uczuć. A dowód ? Rogi mam ci pokazać ? — A mógłbyś ? — Zawsze się tak kończy. Pokażę ci coś lepszego niedowiarku. Moją prawdziwą postać. Szczerze mówiąc nie przestraszyłem się zanadto. Oglądanie horrorów w pewien sposób impregnuje człowieka, a muszę przyznać, że spece od efektów mają więcej inwencji niż natura, Bóg, czy co tam stworzyło diabły. — Dobra, wierzę ci. Tylko teraz nie wiem jak mam się do ciebie zwracać...teściu. — No i dobrze — sapnął wracając do zwykłego wyglądu –— Sam nie wiem po co to zrobiłem. Przebywanie tu w prawdziwej postaci jest dość męczące. —Dodał sięga- jąc po kieliszek. — Chcesz mi mówić Wasza Diabelska Mość ? — Nie, ale... — To niech zostanie tak jak jest. — Dobra tato. Cholera, mam żonę półdiablicę?! — Genetycznie nie, chociaż niektóre cechy charakteru mogła po mnie odziedzi- czyć. — Uśmiechnął się. — Wiesz jaki miałem ubaw jak nauczycielka na wywiadów- ce powiedziała, że Łucja to diabelskie nasienie ? — Słuchaj tato, a jak wygląda sprawa z cyrografami... Tamtego dnia przegadaliśmy jeszcze parę godzin przy drugiej i trzeciej butelce. Oczywiście porzuciłem pomysł godzenia teściów. Zapomniałem zapytać komu wysłał te pieniądze, które stały się przyczyną kłótni, a potem nie zdążyłem zaspokoić cieka- wości, bo dwa dni później Władek powiesił się w gospodarczym. Zostawił krótki list, w którym napisał, że nikogo nie wini za swoje odejście i prosi żeby nikt nie miał mu tego za złe. Rodzina pogrążyła się w żałobie i patrzono na mnie krzywo, bo chodziłem ra- dosny jak szczygiełek. Na wszystkie pytania dotyczące tego o czym wtedy rozmawia- liśmy i dlaczego nie smucę się śmiercią teścia odpowiadałem krótko. „I tak nie zro- zumiecie” albo „Gdybyście tylko wiedzieli”. Po co miałbym im opowiadać skoro na pogrzebie tylko ja zauważyłem, że woda święcona, którą ksiądz obficie skropił trum- nę parowała momentalnie jak po zetknięciu z gorącą blachą. W całą resztę też by nie uwierzyli. Zwłaszcza teściowa – w to, że ktoś był z nią za karę. Wszystko opowiedziałem żonie, łącznie z treścią umowy cyrograficznej jaką za- warłem z teściem, ale uwierzyła mi chyba dopiero cztery dni później gdy wygrałem w lotto prawie pięć milionów. Cóż, niebiosa mogą poczekać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plsmichy-chichy.xlx.pl
|
|
Podobne |
: Strona Główna | : 003. A gdy na wojenkę (tekst), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 007. Chorał (tekst), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 009. Czarna sukienka (tekst), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 004. Białe róże (tekst), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 010. Czerwone maki (tekst), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 005. Bogurodzica (nuty), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 003. A gdy na wojenkę (nuty), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 007. Chorał (nuty), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 008. Ciężkie czasy legionera (tekst), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych | : 017. Gaude Mater Polonia (tekst), PIEŚNI PATRIOTYCZNE - CAŁOŚĆ (TEKST+NUTY), nuty i teksty pieśni patriotycznych
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pletherlord.pev.pl
| . : : . |
|