Strona główna
  01 Kornew Paweł - Sopel T. 1

01 Kornew Paweł - Sopel T. 1, Downloads

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paweł Kornew
Sopel
T
OM
1
Tłumaczenie: Andrzej Sawicki
fabryka
słów
2008
Część pierwsza
F
ORT
Ten świat nie czeka gości
I dzieci swoich nie chrzci
A. i E. Szklarscy
R
OZDZIAŁ
1
Widmowe szare cienie bezgłośnie przemknęły po zaśnieżonym polu. W mroku zimowej
nocy były praktycznie niewidoczne - wystarczyłaby niewielka zawieja i nawet najbardziej
czujny obserwator niczego by w ciemnościach nie zauważył. Teraz jednak wiatr ucichł i gdy
zza poszarpanych brzegów ciężkich ołowianych obłoków wyjrzał łuk malejącego, ale wciąż
jeszcze jasnego księżyca, widać było doskonale, że to nie duchy, a twory z krwi i kości.
Wilki.
Bezgłośne też pewnie były tylko dla mnie. Nie słyszałem ani chrzęstu śniegu pod łapami,
ani ciężkich oddechów wyrywających się razem z parą z rozwartych paszczy. Odległość była
zbyt wielka, a uszankę zawiązałem bardzo solidnie. Starając się nie wykonywać zbyt
gwałtownych ruchów, wyjąłem dłoń z futrzanej rękawicy i zacząłem starannie mościć
dwururkę w zaspie. Wilki biegły wprawdzie nie wprost ku mojej kryjówce, umiejscowionej
na samym skraju lasu, ale odległość pomiędzy nami wciąż się zmniejszała. No dobra...
jeszcze trochę. W dłoni osłoniętej przed trzydziestostopniowym mrozem tylko lekką
bawełnianą rękawiczką zacząłem powoli tracić czucie. Za kilka minut nie zdołam nawet
nacisnąć na spust. Pół godziny w zaspie wyssało ze mnie chyba całe ciepło. Tak naprawdę to
chciałoby mi się tylko poleżeć gdzieś na piaszczystej plaży nad brzegiem Ciepłego morza,
zwyczajnie napawać się ciepłem słonecznych promieni. A zresztą nie pogardziłbym także setą
wódki w jakiejś knajpie, byle w ciepłym kącie.
Ale cóż rzeczywistość miała wspólnego z moimi pragnieniami? Ot, takie sobie puste
mrzonki. Jednak odwracały przynajmniej uwagę od myśli, że wiatr może zmienić kierunek i
bestie poczują mój zapach. A wtedy marzenia o ciepłym morzu na zawsze już pozostaną tylko
marzeniami. Ręce tymczasem same naprowadzały muszkę na ostatniego z trzech wilków.
Gdy drapieżniki dotarły niemal do skraju lasu, płynnie nacisnąłem spust. Kula trafiła zwierzę
w bok i odrzuciła je pod zaspę, gdzie konało, drapiąc łapami śnieg. Ale pozostałe dwa rzuciły
się w las z taką szybkością, jakby nagle zwolniły się w ich ciałach napięte mocne sprężyny.
Wilki przywitała seria z automatu, wzbijając śnieg pod łapami pierwszej z bestii. Zwierz
znieruchomiał na ułamek sekundy i to wystarczyło - w księżycowym blasku mignął bełt z
kuszy, trafiając go w tułów. Nieszczęśnik zakręcił się w miejscu, usiłując dosięgnąć zębami
sterczący mu spod łopatki bełt. Ale ostatni z trójki nie tracił czasu - ani na chwilę nie przerwał
szybkiego biegu i teraz od skraju lasu dzieliło go już tylko kilka skoków. Podrywając się na
kolano, strzeliłem w ślad za nim, choć zrobiłem to niepotrzebnie. Maks bowiem opróżnił
resztę magazynka niemal z przyłożenia. Wilk targnął się, runął na ziemię i znieruchomiał tuż
przed linią drzew.
Czegoś takiego się po Maksie nie spodziewałem.
Chłopak niby normalny - ale cały magazynek na jednego wilka to stanowczo za dużo.
Ciekawe, kto temu idiocie dał automat? No dobra, czort z nim, teraz trzeba jeszcze tylko
przeładować broń, co nie jest znów takie proste, gdy ma się palce zesztywniałe od mrozu, a
potem będzie można odetchnąć. Miałem wielką ochotę wstać i pobiegać, choćby w miejscu,
żeby się nieco rozgrzać, ale nadal leżałem, do bólu w oczach wpatrując się w mroki nocy.
Niczego nie dostrzegłem. Dziwne z obławy, jaką urządziliśmy na watahę, uszły cztery wilki.
Gdzie się podział jeszcze jeden? Oczywiście, mógł dostać postrzał i zdechł gdzieś po drodze,
lepiej jednak przesadzić z ostrożnością, niż spędzić ostatnie chwile życia na próbach
zatrzymania potoku krwi z rozszarpanego gardła. Nie, to już wszystkie. Oto i Maks
wyskoczył z objęć swojej zaspy i w biegu usiłował przeładować automat. Biedaczek, albo
kompletnie mu odbiło, albo tak się spieszy do odcinania wilczych uszu. Do czego tu się
spieszyć? Wyrwiesz się tak o jeden raz za wiele i to twoje uszy będzie szarpał ktoś inny. Ale
zwlekać też nie ma co. Tym bardziej że i Łysy też się pokazał. No, ten jest starym wygą -
zdążył już osadzić bełt w łożu kuszy. Ciekawe, skąd wytrzasnął taką broń cięciwa nie pęka
nawet na czterdziestostopniowym mrozie...
Zbliżywszy się na odległość trzech metrów do postrzelonego wilka, Łysy wyjął zza pasa
niewielki toporek, płynnym ruchem cisnął nim w głowę zwierzęcia. Oczywiście trafił, takie
rzuty to dla niego nie pierwszyzna. Drapieżnik drgnął ostatni raz i znieruchomiał. Maks wstał
już znad tuszy wilka ściętego serią automatu i z nożem w dłoni ruszył ku drugiemu. Czym on
się tak przejmuje? Od razu widać, że pierwszy raz bierze udział w obławie.
- Co tak długo? zwrócił się do mnie Łysy, gdy podszedłem bliżej.
- Wydało mi się, że uciekły nam cztery wilki, to wypatrywałem tego czwartego.
Długotrwałe siedzenie w zimnej zaspie ścięło mi wargi, wydobywające się z nich słowa były
głuche i niewyraźne, a wełniana osłona twarzy też utrudniała mówienie, ale Łysy zrozumiał.
- Jakie cztery? Wataha liczyła piętnaście sztuk, tuzin położyliśmy nad rzeką. Co, liczyć
nie umiesz? - zirytował się i zaraz potem tym samym tonem burknął do Maksa: - Maks!
Długo jeszcze się będziesz bawił w Ducha Puszczy?
- Już, już... - Chłopak wstał, ważąc toporek w dłoni. - Uuuu ciężki! Ale wilki uciekły
faktycznie cztery, sam widziałem.
- No nie, wy liczyć po prostu nie umiecie. Dobra, wracamy, przed nami jeszcze dziesięć
wiorst do Źródeł przez zaspy. Nasi dawno już w ciepełku siedzą i bimber trąbią. - Wyciągnął
rękę, a Maks oddał mu toporek.
- Cóż, niech ci będzie. Ukryłem uśmiech: tak czy owak, Łysoń dowodzi w naszej trójce i
lepiej z niego nie pokpiwać - pamiętliwy cholernik, poza tym rzeczywiście trzeba się zbierać.
Z całego oddziału, tradycyjnie podzielonego na trójki, nam wypadnie najdłuższa droga. „A
przecież Maks nieźle mu dopiekł” pomyślałem, patrząc, jak Łysy przypina narty. Wykonywał
zbyt wiele gwałtownych ruchów. Ale można go zrozumieć: niedobrze jest, gdy obcy dotyka
twojego oręża. W przypadku broni palnej jeszcze jakoś ujdzie, ale białej nikomu dawać do
ręki nie należy, szczególnie wtedy, gdy przed chwilą bratała się ze śmiercią. Zauroczy taki i
koniec, kropka sam się skaleczyć możesz. Ale dziś mimo wszystko Łysy reaguje nieco za
nerwowo.
- Co jemu? Wstał lewą nogą, czy co? Zaskoczony Maks patrzył za oddalającym się
dowódcą. O jakim Duchu Puszczy mówił?
- A, jest taki jeden... - Wyjąłem zatyczkę z płaskiej srebrnej piersiówki i pociągnąłem
solidny łyk, jak furman. Samogon ognistym walcem przetoczył się przez przełyk i żołądek, po
całym ciele zaczęła się rozchodzić ożywcza fala ciepła. Nie za wiele tego, ale zawsze.
Odetchnąłem, podałem piersiówkę Maksowi. - Masz, golnij sobie.
Łyknął, zakrztusił się i zamknął naczynie przymocowaną na łańcuszku nakrętką.
- A ty jesteś pewien, że widziałeś cztery wilki? - zapytałem jakby mimochodem,
odbierając odeń płaską butelkę.
- Aha, czwarty był jakby jaśniejszy od innych. - Nawet sobie pomyślałem: biały czy co?
Maks zadumał się. Może oceniał wartość skóry białego wilka? - Ile to jest wiorsta spytał po
chwili.
- Będzie ponad kilometr odpowiedziałem, myśląc o czymś innym. Niepokoił mnie ten
ostatni wilk. - No dobra, ruszaj. Ja pójdę jako zamykający.
Biały wilk? Nie zwracając uwagi na pełznący przez pierś chłód złego przeczucia może
zresztą był to powiew wiatru, który wcisnął mi się pod waciak złamałem dwururkę, żeby
zmienić jeden z nabojów. Zostały mi jeszcze tylko dwa, drogie zresztą, ładunki z pociskiem
wzmocnionym odkuwką ze srebrnej monety. Szczerze mówiąc, złote wypadłyby taniej. Ale
jakiemu idiocie przyszłoby do głowy strzelać złotem? A srebro wielu ludziom życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • smichy-chichy.xlx.pl


  •  Podobne
     : Strona Główna
     : 01 2006 auto technika motoryzacyjna atm, Auto Technika Motoryzacyjna
     : 01 2008 auto technika motoryzacyjna atm, Auto Technika Motoryzacyjna
     : 01 2007 auto technika motoryzacyjna atm, Auto Technika Motoryzacyjna
     : 01.06 South Park - Death [Napisy PL] s01e06, ## %% ## %% ## DO NAUKI ANG South Park Sezon 1 [Napisy PL]
     : 00. Doing Business In English, 01. Doing Business In English
     : 01.07 South Park - Pink Eye [Napisy PL] s01e07, ## %% ## %% ## DO NAUKI ANG South Park Sezon 1 [Napisy PL]
     : 01.11 South Park - Tom's Rhinoplasty [Napisy PL] s01e11, ## %% ## %% ## DO NAUKI ANG South Park Sezon 1 [Napisy PL]
     : 01.02 South Park - Weight Gain 4000 [Napisy PL] s01e02, ## %% ## %% ## DO NAUKI ANG South Park Sezon 1 [Napisy PL]
     : 01.13 South Park - Cartman's Mom is a Dirty Slut [Napisy PL] s01e13, ## %% ## %% ## DO NAUKI ANG South Park Sezon 1 [Napisy PL]
     : 01 - Szpital kosmiczny, James White Szpital Kosmiczny
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kubawasala.prv.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 póki będą na świecie książki, moje szczęście jest zabezpieczone. | Designed by Elegant WPT